Podjęłam decyzję... Jaką?
czwartek, 31 stycznia 2013
piątek, 25 stycznia 2013
Żałoba
Twiśka
Dash ogłasza żałobę z powodu strasznej śmierci naszego Drogiego
Przyjaciela -Maćka. Ogłaszam także że każdy blogger, który miał I będzie
miał na zawsze do niego szacunek niech od 24 do 31 stycznia zmieni swój
nagłówek na żałobny.. Chodzi tu o okazanie szacunku temu człowiekowi,
chociaż tym gestem...
Pogrążona w smutku Twiśka Dash.
Pogrążona w smutku Twiśka Dash.
poniedziałek, 21 stycznia 2013
Celestia Live&Love- Mała walka
-Nie uciekaj! Ona cię zabije!- krzyknęła klaczka. Przywarła do ściany, dotknęła kopytem lodowatego przedramienia Shee i spojrzała na nią bynajmniej z przerażeniem.
-Nie zabije mnie. Może wzrokiem, co?- parsknęła Shee i dziarsko ruszyła ku drzwiom. Nie ma to jak optymistyczne myśli.
-A zgadłabyś! Podobno pochodzi od Meduz. Pod tą czapką ma podobno węże. Chcesz się przekonać? Akashy Love po spotkaniu z nią ,,oko w oko" zniknęła. Śmieszne, co?- klaczka, która wcześniej płakała miała zaczerwienione oczy, z których teraz obficie skapywały łzy- Ale nie! Zjadłaś batoniki, przepyszne! Tak przepyszne że ludzie jedząc je tyją i tyją i zjada je ta... ta Przełożona.
-Bzdury pleciesz! Odsuń się, muszę spakować rzeczy, usunąć ze szpitala te przeklęte batoniki. Jak jutro wyruszę, to znajdę się dopiero późnym popołudniem w Przystani Kucyków. To troche potrwa. Lepiej dziś wyruszyć. Nie chcę zginąć- upierała się stanowczo Shee. Zatrzasnęła wieko walizy. Kopnęła kopytem drzwi i wyszła.
,,Sekunda. To ważne. Jeśli ich zostawię- zginą. Ale muszę się ratować. Co robić?"- myślała gorączkowo Shee. Przytupując kopytem zastanawiała się. To był ułamek sekundy. Gdzieś w oddali, na schodach usłyszała stłumione krzyki i tupot kopyt na schodach. Wbiegła galopem do szpitala. Zgarnęła batoniki w kopyta.
-JEŚLI TY NIE MOŻESZ ZJEŚĆ BATONIKÓW, ZMUSZĘ CIĘ!- ryczała Przełożona, chwytając pod gardło Shee. Puls przyśpieszył, pojawiły się krople potu na białej sierści. Shee z całej siły myślała o magii wzbierającej się w niej, że rozsadza ją jak balon. Przełożona odskoczyła przerażona. Unosiła się metr nad ziemią.
-Nie utrzymam tyle tego pola energii! Ratujcie się!- krzyczała Shee do małej klaczki.
Zdążyła. W chwili kiedy kuce zdenerwowane uciekały przez otwarte na oścież drzwi, szpital zaczął płonąć. W ogniu spłonęły batoniki. Potrząsnęła złotą grzywą, zrobiła obrót i zaczęła ciskać batonikami w Przełożoną.
-JESZCZE SIĘ ZOBACZYMY! MAM ARMIĘ! TO NIE KONIEC!- Przełożona ledwo unikała batoników. W końcu róg Shee ugodził ją w serce. Opadła, chwiejąc się. Zauważyła, że niektóre klaczki stały w miejscu. Umijał je ogień, jakby były z tytanu. Co się działo?
Około setki kucyków galopowało polaną za szpitalem. Uciekały, ciesząc się wolnością. Kilkanaście kuców stało w płomieniach, z zamglonymi oczami i niewyraźnym wyrazem twarzy.
-To jej wojownicy! Prywatna armia! Nic nie zrobię- krzyczała Shee. Do jej powiek napływały łzy złości i smutku. Wszystkie wysiłki na marne! Na próżno!
,,Jednak uratowałaś. Niemal wszystkich."- odpowiedział głos w jej głowie. Róg zalśnił bladym światłem. Pole siłowe pękło. Przełożona rzuciła się Shee do gardła.
Ostatni batonik spłonął. Może to szansa?
Klacz spojrzała zdezorientowana na kucyki stojące w miejscu. Pewnie skusiły się na tony batoników i są sługami Przełożonej.
Kiedy Przełożona leżała na podłodze, Shee zaczęła trzeźwo myśleć- więc żyje? Ma armię?
Miała sekundy, by stanąć na silnych kopytach i pogalopować.
Wstała. Spalone łóżka wyglądały fatalnie. Zarys ostatniego uciekającego kucyka znikł za horyzontem.
Postanowiła.
To była mała walka przed wielką wojną.
-Nie zabije mnie. Może wzrokiem, co?- parsknęła Shee i dziarsko ruszyła ku drzwiom. Nie ma to jak optymistyczne myśli.
-A zgadłabyś! Podobno pochodzi od Meduz. Pod tą czapką ma podobno węże. Chcesz się przekonać? Akashy Love po spotkaniu z nią ,,oko w oko" zniknęła. Śmieszne, co?- klaczka, która wcześniej płakała miała zaczerwienione oczy, z których teraz obficie skapywały łzy- Ale nie! Zjadłaś batoniki, przepyszne! Tak przepyszne że ludzie jedząc je tyją i tyją i zjada je ta... ta Przełożona.
-Bzdury pleciesz! Odsuń się, muszę spakować rzeczy, usunąć ze szpitala te przeklęte batoniki. Jak jutro wyruszę, to znajdę się dopiero późnym popołudniem w Przystani Kucyków. To troche potrwa. Lepiej dziś wyruszyć. Nie chcę zginąć- upierała się stanowczo Shee. Zatrzasnęła wieko walizy. Kopnęła kopytem drzwi i wyszła.
,,Sekunda. To ważne. Jeśli ich zostawię- zginą. Ale muszę się ratować. Co robić?"- myślała gorączkowo Shee. Przytupując kopytem zastanawiała się. To był ułamek sekundy. Gdzieś w oddali, na schodach usłyszała stłumione krzyki i tupot kopyt na schodach. Wbiegła galopem do szpitala. Zgarnęła batoniki w kopyta.
-JEŚLI TY NIE MOŻESZ ZJEŚĆ BATONIKÓW, ZMUSZĘ CIĘ!- ryczała Przełożona, chwytając pod gardło Shee. Puls przyśpieszył, pojawiły się krople potu na białej sierści. Shee z całej siły myślała o magii wzbierającej się w niej, że rozsadza ją jak balon. Przełożona odskoczyła przerażona. Unosiła się metr nad ziemią.
-Nie utrzymam tyle tego pola energii! Ratujcie się!- krzyczała Shee do małej klaczki.
Zdążyła. W chwili kiedy kuce zdenerwowane uciekały przez otwarte na oścież drzwi, szpital zaczął płonąć. W ogniu spłonęły batoniki. Potrząsnęła złotą grzywą, zrobiła obrót i zaczęła ciskać batonikami w Przełożoną.
-JESZCZE SIĘ ZOBACZYMY! MAM ARMIĘ! TO NIE KONIEC!- Przełożona ledwo unikała batoników. W końcu róg Shee ugodził ją w serce. Opadła, chwiejąc się. Zauważyła, że niektóre klaczki stały w miejscu. Umijał je ogień, jakby były z tytanu. Co się działo?
Około setki kucyków galopowało polaną za szpitalem. Uciekały, ciesząc się wolnością. Kilkanaście kuców stało w płomieniach, z zamglonymi oczami i niewyraźnym wyrazem twarzy.
-To jej wojownicy! Prywatna armia! Nic nie zrobię- krzyczała Shee. Do jej powiek napływały łzy złości i smutku. Wszystkie wysiłki na marne! Na próżno!
,,Jednak uratowałaś. Niemal wszystkich."- odpowiedział głos w jej głowie. Róg zalśnił bladym światłem. Pole siłowe pękło. Przełożona rzuciła się Shee do gardła.
Ostatni batonik spłonął. Może to szansa?
Klacz spojrzała zdezorientowana na kucyki stojące w miejscu. Pewnie skusiły się na tony batoników i są sługami Przełożonej.
Kiedy Przełożona leżała na podłodze, Shee zaczęła trzeźwo myśleć- więc żyje? Ma armię?
Miała sekundy, by stanąć na silnych kopytach i pogalopować.
Wstała. Spalone łóżka wyglądały fatalnie. Zarys ostatniego uciekającego kucyka znikł za horyzontem.
Postanowiła.
To była mała walka przed wielką wojną.
środa, 16 stycznia 2013
poniedziałek, 14 stycznia 2013
Celestia Live&Love- Podsłuchana rozmowa (krótkie)
Takie krótkie bo nie miałam pomysłu co zrobić xD
Muślinowe zasłony w szpitalu zawiały niespokojnie. Była noc, a czarne gałęzie postukiwały w szyby. Shee leżała z podkulonymi kopytami, patrząc w jesienną zawieruchę przez okno. Szara mgiełka przysłoniła niebo. Zaczęły wyć wilki, a spowite czernią drzewa rzucały straszne cienie.
-Nie wiem co się dzieje- szeptała do siebie Shee, po cichutku bo wszyscy obok spali- jeśli ta pielęgniarka chce nas otruć, to czemu nas nie zabije?
Ciszę rozdarł skrzyp otwieranych drzwi i nerwowych stukotów kopyt. Jednorożka poczuła ucisk w okolicach serca. Uważając, by nie hałasować, ostrożnie przyłożyła ucho do drzwi. Szczęknął zamek w drzwiach i Shee z panicznym strachem spojrzała na pacjentów. Wszyscy leżeli nieruchomo.
-Kolejna dziwna rzecz. Czemu oni są tacy martwi, jakby się nie ruszali?- pomyślała i dotknęła kopytem zimnej, nieuchwytnej twarzy poranionego pegaza. Poczuła dreszcze.
Wzdrygnęła się, bo w tej chwili usłyszała stłumione głosy jakiegoś kucyka i przełożonej.
-Wszystko gotowe? Czy armia może wyruszyć?- spytał kucyk o męskim głosie.
-Powoli zasypiają... zaraz zapadną w letarg... jedyną rzeczą która mnie zastanawia jest owa nowa jednorożka o złotej grzywie. I banda tych smarkaczy. Przeczuwają coś- wyszeptała nerwowo.
-False! Robimy wszystko według planów króla Sombra!- zaczął kucyk, ale False przerwała mu.
-Naprawdę? Według planów Sombra? Doprawdy?Kiedy chciałeś zająć jego tron, nie mówiłeś na niego królu- uśmiechnęła się złośliwie False.
-Nie... nie powiesz mu... False ja cię kocham... nie..nie mów- wyjąkał.
-Tak... a teraz posłuchaj. Zjesz batonika? Pewnie jesteś głodny- twarz False przybrała łagodny wyraz.
-Ba, oczywiście, że zjem! Przebyłem długą dro...- ale przerwał bo po kęsie batonika zbladł, zzieleniał i padł na zimną posadzkę.
-Proste jak drut. Witaj członku armii numer... 78. Kiedy przyjedzie Furgonetka i zabiorą ciebie czarne pegazy... to będziesz im się tłumaczyć. Chwila... ale jak? Stracisz
zmysły- False zaśmiała się. Chwyciła go za płaszcz i poprowadziła.
Jedno jednak Shee wiedziała- musi uciekać.
I to szybko.
Muślinowe zasłony w szpitalu zawiały niespokojnie. Była noc, a czarne gałęzie postukiwały w szyby. Shee leżała z podkulonymi kopytami, patrząc w jesienną zawieruchę przez okno. Szara mgiełka przysłoniła niebo. Zaczęły wyć wilki, a spowite czernią drzewa rzucały straszne cienie.
-Nie wiem co się dzieje- szeptała do siebie Shee, po cichutku bo wszyscy obok spali- jeśli ta pielęgniarka chce nas otruć, to czemu nas nie zabije?
Ciszę rozdarł skrzyp otwieranych drzwi i nerwowych stukotów kopyt. Jednorożka poczuła ucisk w okolicach serca. Uważając, by nie hałasować, ostrożnie przyłożyła ucho do drzwi. Szczęknął zamek w drzwiach i Shee z panicznym strachem spojrzała na pacjentów. Wszyscy leżeli nieruchomo.
-Kolejna dziwna rzecz. Czemu oni są tacy martwi, jakby się nie ruszali?- pomyślała i dotknęła kopytem zimnej, nieuchwytnej twarzy poranionego pegaza. Poczuła dreszcze.
Wzdrygnęła się, bo w tej chwili usłyszała stłumione głosy jakiegoś kucyka i przełożonej.
-Wszystko gotowe? Czy armia może wyruszyć?- spytał kucyk o męskim głosie.
-Powoli zasypiają... zaraz zapadną w letarg... jedyną rzeczą która mnie zastanawia jest owa nowa jednorożka o złotej grzywie. I banda tych smarkaczy. Przeczuwają coś- wyszeptała nerwowo.
-False! Robimy wszystko według planów króla Sombra!- zaczął kucyk, ale False przerwała mu.
-Naprawdę? Według planów Sombra? Doprawdy?Kiedy chciałeś zająć jego tron, nie mówiłeś na niego królu- uśmiechnęła się złośliwie False.
-Nie... nie powiesz mu... False ja cię kocham... nie..nie mów- wyjąkał.
-Tak... a teraz posłuchaj. Zjesz batonika? Pewnie jesteś głodny- twarz False przybrała łagodny wyraz.
-Ba, oczywiście, że zjem! Przebyłem długą dro...- ale przerwał bo po kęsie batonika zbladł, zzieleniał i padł na zimną posadzkę.
-Proste jak drut. Witaj członku armii numer... 78. Kiedy przyjedzie Furgonetka i zabiorą ciebie czarne pegazy... to będziesz im się tłumaczyć. Chwila... ale jak? Stracisz
zmysły- False zaśmiała się. Chwyciła go za płaszcz i poprowadziła.
Jedno jednak Shee wiedziała- musi uciekać.
I to szybko.
sobota, 12 stycznia 2013
Tydzień Śmiechu u Twinkie- zadanie 4
Pozwoliłam sobie na Tydzień Śmiechu u Twinkie zrobić zadanie 4 czyli napisać własne zadanie i u mnie ono brzmiało ,,Napisz wierszyk/rymowankę o głupawce"
I oto mój wierszyk o głupawkach xD:
Kiedy mam głupawkę i śmiechu dużo jest
Wszyscy wokół śmieją się też
i potem ktoś spóźniony do klasy wchodzi
Zdezorientowanym wzrokiem po nas wodzi
I klepiąc się w czoło mówi zdziwiony:
-To ja zwariowałem, czy cały świat jest powalony?
I śmieje się razem z nami
Tak to już bywa z zaraźliwymi głupawkami
I oto mój wierszyk o głupawkach xD:
Kiedy mam głupawkę i śmiechu dużo jest
Wszyscy wokół śmieją się też
i potem ktoś spóźniony do klasy wchodzi
Zdezorientowanym wzrokiem po nas wodzi
I klepiąc się w czoło mówi zdziwiony:
-To ja zwariowałem, czy cały świat jest powalony?
I śmieje się razem z nami
Tak to już bywa z zaraźliwymi głupawkami
środa, 9 stycznia 2013
Celestia Live&Love- Podejrzany szpital
Shee obudziła się w innym miejscu. Zaczerwienione oczy delikatnie wypatrywały Nany i Wiuka.
-Co się stało? Gdzie ja jestem? Czy ja zemdlałam?- pytania obracały się wirem słów i wnikały do jej umysłu jak narkotyk. Poczuła się zażenowana, a podmuch wiatru targał jej grzywę. Nie miała wątpliwości. Leżała w wygodnym pokoju, otoczona ogromem książek i innego zbytku. Obok stała nieznana klacz. Ciało Shee ogarnęły dreszcze.
-Kolejna? No po prostu! Kochanie! Zostaniesz tu na moment, byłaś blada i zmęczona... zapomniałam. To Chatka Pomocy.- ciepły, miły głos dobiegał z ciała pulchnego kucyka w fartuchu, o Cutie Marku w kształcie dwóch malutkich serc.
Obok niej leżał dostojny pegaz o niebieskiej grzywie. Z pyska ciągnęła się delikatna stróżka krwi, a w bladym świetle księżyca ujrzała inne krwawe rany zdobiące jego bok.
Shee odwróciła wzrok.
Kolejny był zwykły kucyk ziemski. Nie widziała jego twarzy, którą zakrywały liczne oparzenia. Obok jego stolika jak i stolika niebieskowłosego pegaza leżały batoniki o dziwnym zapachu.
-Zapomniałam! Kochanie, mój cukiereczku, moja cudowna klaczusiu!Jestem False Year- w popłochu rozejrzała się obok i widząc spojrzenie Shee zasłoniła kopytem batoniki.
,,To dziwne. Jest tu blisko 60 osób, a wszyscy jedzą te batoniki... to zbieg okoliczności? Może ona..."- ale szybko opuściły ją te myśli i potrząsnęła grzywą. Nie... to byłoby niemożliwe...
-Moja śliczna! Te batoniki są dla ciebie! Jedz je szybciutko! Jedz wszystko, co tutaj jest moje piękności!- szczebiotała False.
Shee doznała dziwnego uczucia. Szybko wzdrygnęła się, widząc płaczącą klaczkę. Jej batoniki stały nietknięte.
-Co się stało? Czemu nic nie jesz? Nie jesteś głodna?- zasypała ją pytaniami.
Szybko otarła oczy, które lśniły od łez.
-Bo tu wszystko jest... inne- odpowiedziała szybko i rozpłakała się ponownie.
-Jak to inne...Co to znaczy inne?- dopytywała się Shee.
- Te batoniki... Hoty Seven zjadła wczoraj dużo tych batoników... i zniknęła. Zniknęło też pare osób. Słyszałam- ściszyła głos- że tuczą ich i wysyłają do NICH- szepnęła i przerażona opadła na łóżko.
-Do kogo?- Shee czuła ucisk w brzuchu.
-Ciszej, proszę! Nie jedz tu nic! A tym bardziej batoników! Mówią, że kucyki znikają w wielkiej, czarnej furgonetce.
-Jakiej furgonetce? Powiedz! Proszę pow...- ale nie dokończyła, bo klaczka ugryzła batonik i zasnęła.
Poczuła niebezpieczeństwo, rozbolał ją brzuch i opadła przerażona.
Musi zachować pozory... nie chce trafić do tej furgonetki...
Czarnej furgonetki, zwanej Zagładą.
-Co się stało? Gdzie ja jestem? Czy ja zemdlałam?- pytania obracały się wirem słów i wnikały do jej umysłu jak narkotyk. Poczuła się zażenowana, a podmuch wiatru targał jej grzywę. Nie miała wątpliwości. Leżała w wygodnym pokoju, otoczona ogromem książek i innego zbytku. Obok stała nieznana klacz. Ciało Shee ogarnęły dreszcze.
-Kolejna? No po prostu! Kochanie! Zostaniesz tu na moment, byłaś blada i zmęczona... zapomniałam. To Chatka Pomocy.- ciepły, miły głos dobiegał z ciała pulchnego kucyka w fartuchu, o Cutie Marku w kształcie dwóch malutkich serc.
Obok niej leżał dostojny pegaz o niebieskiej grzywie. Z pyska ciągnęła się delikatna stróżka krwi, a w bladym świetle księżyca ujrzała inne krwawe rany zdobiące jego bok.
Shee odwróciła wzrok.
Kolejny był zwykły kucyk ziemski. Nie widziała jego twarzy, którą zakrywały liczne oparzenia. Obok jego stolika jak i stolika niebieskowłosego pegaza leżały batoniki o dziwnym zapachu.
-Zapomniałam! Kochanie, mój cukiereczku, moja cudowna klaczusiu!Jestem False Year- w popłochu rozejrzała się obok i widząc spojrzenie Shee zasłoniła kopytem batoniki.
,,To dziwne. Jest tu blisko 60 osób, a wszyscy jedzą te batoniki... to zbieg okoliczności? Może ona..."- ale szybko opuściły ją te myśli i potrząsnęła grzywą. Nie... to byłoby niemożliwe...
-Moja śliczna! Te batoniki są dla ciebie! Jedz je szybciutko! Jedz wszystko, co tutaj jest moje piękności!- szczebiotała False.
Shee doznała dziwnego uczucia. Szybko wzdrygnęła się, widząc płaczącą klaczkę. Jej batoniki stały nietknięte.
-Co się stało? Czemu nic nie jesz? Nie jesteś głodna?- zasypała ją pytaniami.
Szybko otarła oczy, które lśniły od łez.
-Bo tu wszystko jest... inne- odpowiedziała szybko i rozpłakała się ponownie.
-Jak to inne...Co to znaczy inne?- dopytywała się Shee.
- Te batoniki... Hoty Seven zjadła wczoraj dużo tych batoników... i zniknęła. Zniknęło też pare osób. Słyszałam- ściszyła głos- że tuczą ich i wysyłają do NICH- szepnęła i przerażona opadła na łóżko.
-Do kogo?- Shee czuła ucisk w brzuchu.
-Ciszej, proszę! Nie jedz tu nic! A tym bardziej batoników! Mówią, że kucyki znikają w wielkiej, czarnej furgonetce.
-Jakiej furgonetce? Powiedz! Proszę pow...- ale nie dokończyła, bo klaczka ugryzła batonik i zasnęła.
Poczuła niebezpieczeństwo, rozbolał ją brzuch i opadła przerażona.
Musi zachować pozory... nie chce trafić do tej furgonetki...
Czarnej furgonetki, zwanej Zagładą.
piątek, 4 stycznia 2013
Opis- Tydzień Harmonii - Wybrana bloggerka
Osobę, którą opiszę jest Twadlight Sparkle.
Ujmijmy to tak: Mam przyjaciółkę. Ta przyjaciółka lubi zwierzęta, Howrse i My Little Pony.
Czasem usłyszałam jej imię. Lubiła chodzić po krawężnikach, rozmawiać i bawić się.
I pewnego razu, dwie dziewczynki spotkały się w szkole: obie takie same, chodź inne. Bywały między nimi kłótnie, aż postanowiły jedno: 2 dziewczynki spotkają się jutro. Spotkają się pojutrze. Za tydzień.
-18:00 ci pasuje, tak?- pytała czasem.
-Tak, oczywiście- odpowiadałam i spotykałyśmy się. Za tydzień też, potem również, tak? Mijały lata.
Aż w końcu te dwie były nastoletnie i do tego doszło MLP oraz wspólny sekret.
Teraz już nie musimy się pytać. Zadawać żadnych pytań. Znamy odpowiedzi.
Ujmijmy to tak: Mam przyjaciółkę. Ta przyjaciółka lubi zwierzęta, Howrse i My Little Pony.
Czasem usłyszałam jej imię. Lubiła chodzić po krawężnikach, rozmawiać i bawić się.
I pewnego razu, dwie dziewczynki spotkały się w szkole: obie takie same, chodź inne. Bywały między nimi kłótnie, aż postanowiły jedno: 2 dziewczynki spotkają się jutro. Spotkają się pojutrze. Za tydzień.
-18:00 ci pasuje, tak?- pytała czasem.
-Tak, oczywiście- odpowiadałam i spotykałyśmy się. Za tydzień też, potem również, tak? Mijały lata.
Aż w końcu te dwie były nastoletnie i do tego doszło MLP oraz wspólny sekret.
Teraz już nie musimy się pytać. Zadawać żadnych pytań. Znamy odpowiedzi.
Celestia Live&Love- Niezwykły list.
-Wiesz, idź do lasu, by znaleść jeżyny do napoju. Jak przyjdziesz, omówimy wyprawę- polecił Wiuk, wygładzając kawałek drewna.
-Oczywiście- mruknęła Shee i wstała, lekko chwiejąc się na startych kopytach.
Otwarła drzwi kopytem. Wyszła.
Lekka bryza musnęła jej złotą grzywę. To wszystko było niezrozumiałe, zaplątane, ale nie od wczoraj o tym widziała...
Zamknęła oczy. Wsłuchiwała się w ćwiergot ptaków.
Już po chwili wróciła, niosąc koszyk napełniony po brzegi jeżynami położonymi na ściółce z liści.
Czuła zakłopotanie, zmierzając drogą prowadzącą do chatki Nany i Wiuka. Co jej mają zamiar powiedzieć?
Czując pustkę w brzuchu otworzyła drzwi. W chatce nie było nikogo.
Na stole leżał list ,,Wrócimy jutrzejszym porankiem. Nie martw się o nas, musieliśmy załatwić pewną sprawę"
Shee poczuła coś dziwnego- mieszaninę radości i lęku. Miała wyrzuty sumienia, bo po chwili już zanurzyła kopyto w szafkach.
Otworzyła wszystkie. Te małe, większe, drewniane, malutkie, szuflady i schowki.
Musi coś wiedzieć o tej Nanie i o tym Wiuku. Czy na pewno są Strażnikami?
,,Na pewno mają coś do ukrycia-pomyślała"
Kiedy już straciła nadzieję, z półki wypadł pęk listów.
Shee wzdrygnęła się i już chwyciła w kopyta białe koperty.
Nie całkiem białe... większość była pożółkła.
Otworzyła pierwszy list.
,,Wiuku i Nano!
Mamy nadzieję, że postaracie się żeby ta Strażniczka trafiła w wasze ręce. Opiekujcie się nią.
Oczywiście mała nie wie że..."
Ale Shee nie dokończyła. Wytrzeszczyła oczy ze zdumienia.
Czarne litery pobielały, a na ich miejsce wstąpiły nowe:
,,Marny twój los, Strażniczko! Nie powiedzieli ci NIC!"
Shee opadła na krzesło i spojrzała na okno.
Musi wiedzieć.
Wszystko.
-Oczywiście- mruknęła Shee i wstała, lekko chwiejąc się na startych kopytach.
Otwarła drzwi kopytem. Wyszła.
Lekka bryza musnęła jej złotą grzywę. To wszystko było niezrozumiałe, zaplątane, ale nie od wczoraj o tym widziała...
Zamknęła oczy. Wsłuchiwała się w ćwiergot ptaków.
Już po chwili wróciła, niosąc koszyk napełniony po brzegi jeżynami położonymi na ściółce z liści.
Czuła zakłopotanie, zmierzając drogą prowadzącą do chatki Nany i Wiuka. Co jej mają zamiar powiedzieć?
Czując pustkę w brzuchu otworzyła drzwi. W chatce nie było nikogo.
Na stole leżał list ,,Wrócimy jutrzejszym porankiem. Nie martw się o nas, musieliśmy załatwić pewną sprawę"
Shee poczuła coś dziwnego- mieszaninę radości i lęku. Miała wyrzuty sumienia, bo po chwili już zanurzyła kopyto w szafkach.
Otworzyła wszystkie. Te małe, większe, drewniane, malutkie, szuflady i schowki.
Musi coś wiedzieć o tej Nanie i o tym Wiuku. Czy na pewno są Strażnikami?
,,Na pewno mają coś do ukrycia-pomyślała"
Kiedy już straciła nadzieję, z półki wypadł pęk listów.
Shee wzdrygnęła się i już chwyciła w kopyta białe koperty.
Nie całkiem białe... większość była pożółkła.
Otworzyła pierwszy list.
,,Wiuku i Nano!
Mamy nadzieję, że postaracie się żeby ta Strażniczka trafiła w wasze ręce. Opiekujcie się nią.
Oczywiście mała nie wie że..."
Ale Shee nie dokończyła. Wytrzeszczyła oczy ze zdumienia.
Czarne litery pobielały, a na ich miejsce wstąpiły nowe:
,,Marny twój los, Strażniczko! Nie powiedzieli ci NIC!"
Shee opadła na krzesło i spojrzała na okno.
Musi wiedzieć.
Wszystko.
Subskrybuj:
Posty (Atom)